Artykuł, który ukazał się w 2 września 1965 roku w gazecie Trybuna Ludu.
Jak dobry kawał primaaprilisowy powstały pierwszego dnia kwietnia 1954 roku i na siedzibę stolicy powiatu zostały kreowane w chwili, gdy liczyły trzydzieści, w większości słomą jeszcze krytych chałup i dwa okazalsze, parterowe budynki. Jeden przytulił w swych małych klitkach władze państwową, drugi Komitet Powiatowy partii, z pierwszym sekretarzem KP w tym powiecie Mikołajem Karpiukiem.
Gdzie diabeł mówił dobranoc...
Kwietniowa decyzja nie była podyktowana potrzebą budowy jeszcze jednego miasta na Białostocczyźnie. MOŃKI nigdy nie będą Nową Hutą. Po prostu trzeba było administracyjnie zaopiekować się najdalszą, najbardziej gospodarczo zaniedbaną częścią powiatu białostockiego, gdzie dotąd częściej diabeł mówił dobranoc, niż dzień dobry ktoś z powiatowych władz. Jeszcze w 1857 roku bez egzekucji trudno tu było wyciągnąć od chłopów trzymilionowe należności podatkowe. Bo z czego, skoro owies i żyto było tu podstawową rośliną uprawną. Służba rolna kontraktacyjna w tak daleki kraniec powiatu białostockiego nie zapędzała się. Nawozy, środki ochrony roślin, narzędzia rolnicze zawsze prędzej trafiały do bliższych gromad.
Nowa władza administracyjna ulokowana została w samym sercu nowo utworzonego powiatu. Od niej rozbiegły się równomiernie ścieżki kultury rolnej. Dziś mówi się już o konkretnych efektach.
Rolnicy monieccy otrzymują 40 milionów złotych za dostawę 40 tysięcy ton ziemniaków-sadzeniaków, uprawy nigdy przedtem w tym rejonie nie praktykowanej. Nie mniejsze są wpływy z kontraktacji buraków, lnu, tytoniu, konopi, ogórków, rzepaku. Nadbiebrzański, bagnisty teren, na którego skrawkach gospodarze zbierali jedynie lichy owies, stał się teraz konopną republiką województwa. Rolnicy tych terenów realizują 50 procent planów kontraktacji konopi w województwie. 20 mln zł podatków wpływa teraz terminowo, bez egzekucyjnego straszaka, do kiesy państwa. 9 mln zł na PZU, 5 mln na elektryfikację, 6 mln na fundusz gromadzki.
...Dziś przodujący powiat
Siedziba powiatu, licząca w chwili narodzin 30 chałup i 240 mieszkańców, dziś ma 26 ulic, ponad 500 domów, w tym 9 bloków trzykondygnacyjnych, nowoczesny szpital i średnią szkołę, która we wrześniu po raz pierwszy otwiera podwoje, a w terenie 71 szkół podstawowych (przed wojną było 11), kilkanaście klubów i świetlic, nowoczesne pawilony sklepowe. Działacze innych miast Białostocczyzny z niekłamaną nutą zazdrości pytają: jakim cudem Mońki tak prędko dorobiły się ładnego kształtu miasta i miana przodującego w województwie powiatu. Ba, źródła tych sukcesów nierzadko trzeba szukać w podbramkowej sytuacji, w jakiej władze powiatu, wstawiały czasem władze wojewódzką. Przewodniczący Prezydium PRN Czesław Gartych niejeden raz musiał się bronić przed mandatem kolegium orzekającego za decyzje, które w opinii władz wojewódzkich byłyby zbyt pochopne. Np. osławiona sprawa budowania kolektora wśród ulic wytyczonych w szczerym polu czy też ustawiana po nich linii punktów świetlnych.
Ale tu budowę miasta zaczęto właśnie od ulic. Przyjeżdżali chłopi z Bajek Starych, Hornostajów, Boguszewa, zwozili kamień, żwir i czynem społecznym budowali ulice siedzibie swego powiatu. A potem, jak z rogu obfitości zaczęły się sypać podania o zezwolenie na budowę domów przy wytyczonych ulicach. Dziś władze wojewódzkie podają Mońki jako przykład miasta budowanego "z głową". Wiadomo - najpierw ulice, uzbrojenie, a potem domy. Dziwne dziś wygląda najnowsza ulica Moniek - Czerwonego Krzyża, wyłożona kostką obsadzona drzewami, zieleńcami, oświetlona, przy której jeszcze kartofliska przeplatają się z nowymi piętrowymi willami. Ale i tu ostatni to już rok wykopków kartofli przy ulicy. Budowniczowie szykują budulec. A kolektor, który miał w wyliczeniach wojewódzkich kosztować 4,5 miliona złotych, zbudowany przy społecznej pomocy za dwa miliony, objęty już dawno został aktem wybaczenia.
Drogowa strategia
Ścieżki kultury rolnej to też nie przenośnia. Zarówno przewodniczący prezydium PRN Czesław Gartych, jak i sekretarz KP, tow. Mikołaj Jakoniuk przyjęli dewizę działania, że każda rada gromadzka, każda wieś musi coś robić. Bo gdy ludzie nie mieli nie konkretnego do roboty, to tylko rozrabiali. A więc rzecz pierwsza i zasadnicza - drogi. Kilka razy w roku organizuje się w powiecie akcję pod nazwą "Tydzień czynów drogowych". Wybiera się terminy, gdy ludzie trochę "odsapną" po najpilniejszych pracach polowych i wtedy zarówno organizacje wiejskie PZPR jak i koła ZSL. Komitety Frontu Jedności Narodu, sołtysi i przewodniczący prezydiów gromadzkich rad narodowych zajmują się drogową strategią. A strategami są niezgroszymi - skoro w powiatowej dziesięciolatce społeczne czyny drogowe osiągnęły ponad 100 milionów złotych wartości. Wybudowano w tym czasie 120 kilometrów dróg o nawi4erzchni twardej. Do każdej gromady prowadzą więc teraz ścieżki rolnej kultury, na których spotykają się transporty nawozów sztucznych, narzędzi i maszyn rolniczych z bogatymi pionami kontraktowanych upraw. A ponadto autobusy. Gdy powiat był w "pieluchach", miał tylko dwie linie autobusowe, teraz 30.
Do działaczy, którzy budowali od pierwszych dni powiat i niejedno jego osiągnięcie mają na swym koncie należy niewątpliwie Włodzimierz Zmarzlik, kierownik oddziału kultury Prezydium PRN. Inicjowanie budowy świetlic, remiz strażackich, otwieranie klubów książki i prasy, zabieganie i kulturalny kształt samych Moniek - to jego chleb powszedni. Do świetlic, klubów przychodzą ludzie odświętnie, elegancko ubrani i prasę, kawę, przyjemną muzykę przy stolikach, zaczynają sobie cenić więcej niż wódkę w gospodach.
Tegoroczny wrzesień Mońki obrały jako święto swego dziesięciolecia, pod nazwą "Dni Moniek". Trzydzieści dni nie świętowania, lecz zdwojonej społecznej pracy. Z myślą o tym miesiącu tak prowadzono przez cały rok pracę, że we wrześniu każdego dnia oddawać się będzie przynajmniej jeden obiekt w kolejnej gromadzie - wybudowany przy pomocy społeczeństwa lub wstępujący w stadium budowy.
B. Kamlerowa