Artykuł, który ukazał się 2 września 1964 roku w Gazecie Białostockiej.
Różnie o Mońkach mówiono. Najpierw z przekąsem: też mi stolica powiatu co jest wsią, a rządzi się jak każda gromada. Potem ze zdumieniem: ale się buduje. A ostatnio nawet z zazdrością: mają tyle domów, ulic, wodociąg...
Zmieniły się Mońki w ciągu 10 lat nie do poznania. Z małego ośrodka wiejskiego, który w 1955 r. miał jedną ulicę o nawierzchni twardej, a w drewnianych domkach 102 izby mieszkalne, przekształcił się w osadę o 7 blokach mieszkalnych i ponad 1.500 nowych domkach jednorodzinnych, o szerokich ulicach, chodnikach, oświetleniu jarzeniowym, kanalizacji, wodociągu, gmachach administracyjnych, placówkach handlowych, usługowych i socjalnych. Zmienił się charakter i wygląd osady, zmieniła się struktura jej mieszkańców. 850 stałych w 1955 r. mieszkańców rozpłynęło się w masie przybyszów z okolicznych wsi, szukających lepszego, wygodniejszego życia. Dziś w Mońkach mieszka ponad 2.700 osób, z tego 80 proc. pochodzenia wiejskiego.
Kim są ci nowi mieszkańcy osady? Rolnikami, robotnikami czy też chłopo-robotnikami? Trudno na to odpowiedzieć. Rolnikami chyba nie. Porzucili przecież lub sprzedali swoje gospodarstwa. Tylko 297 mieszkańców osady, a więc 10,7 proc. utrzymuje się z rolnictwa. Robotnikami też nie zupełnie, bo przecież zakładów przemysłowych, w ścisłym tego słowa znaczeniu nie ma w powiecie monieckim. Chłopo-robotnikami, w pewnym sensie tak, ale więcej ciągną oni zysków z opuszczonych gospodarstw swych rodziców czy krewnych, niż łożą w nie w formie pracy czy inwestycji.
Budowali tu domy, bo im to ułatwiano poprzez udzielanie wysokich pożyczek, materiałów budowlanych. Prawie połowa mieszkańców Moniek posiada dziś ładne, często piętrowe domki jednorodzinne, w których większość izb wynajmuje instytucjom, bądź też lokatorom prywatnym. Czynsz w takim lokalu kształtuje się od 100 do 400 zł miesięcznie.
Podejmowali pracę, bo w nowym osiedlu zawsze są potrzebne ręce do pracy. Ale nie nauczyli się jej szanować. Można było przecież swobodnie wybierać - dziś tu jutro tam, byle lżejsze, spokojniejsze i najmniej odpowiedzialne zajęcie. Wysokość uposażenia nie grała roli. Produkty żywnościowe dostarczała rodzina ze wsi. Chodziło więc tylko o zaczepienie się o "stanowisko", o każde miejsce woźnego, sprzątaczki, sanitariusza, magazyniera, palacza toczono "boje", ale do cięższych prac nie było chętnych. Np. do załadunku ziemniaków trzeba było sprowadzić pewnego roku grupę pracowników aż z Siemiatycz i utworzyć dla nich w Mońkach prowizoryczny hotel.
Tak było jeszcze kilka lat temu, tak postępują niektórzy mieszkańcy Moniek do dziś. Ale przecież sytuacja w zatrudnieniu się zmieniła. Wciąż przybywają do Moniek nowi towarzysze, nowi poszukiwacze łatwych zarobków.
W czasie spotkania z czytelnikami, pewien młody, ponad 30-letni człowiek prosił nas o pomoc w znalezieniu pracy woźnego. Woźnego? - zdziwiliśmy się. Przecież pan jest zdrowy, może dobrze zarobić w budownictwie, czy melioracji. Nie pójdę tam - odpowiedział - jestem słaby mam pięcioro dzieci. Inny ma dobrze płatny zawód murarza, a chce myć koniecznie dozorcą. Znów więc to samo. Praca, ale łatwa, a jeśli już fizyczna to na wyjazd, gdzie są wyższe uposażenia i dodatki.
Trudno generalizować. Różni są ludzie. Ale w Mońkach za dużo jest jeszcze tych, którzy lekceważą sobie pracę. Czy znaczy to, że nie ma kłopotów z zatrudnieniem? Nic podobnego. Podczas kiedy mężczyźni są poszukiwani do prac fizycznych, zwłaszcza w sezonie budowlanym i melioracyjnym, kobiety na próżno ubiegają się o zatrudnienie. A wiele z nich musi pracować, bo ma na utrzymaniu dzieci i rodziny. Ostatnio spróbowano częściowo ten problem rozwiązać poprzez utworzenie filii białostockiej spółdzielni "Niedźwiadek."
Po tych wszystkich rozważaniach wypada raz jeszcze powtórzyć pytanie: kim są nowi mieszkańcy Moniek? Wybaczcie, ale jak za pierwszym razem nie udzielimy na nie odpowiedzi. Ukształtowało się oblicze osiedla. Wiadomo dziś, że spełnia ono rolę ośrodka administracyjnego, że stanowi punkt zaopatrzenia rolnictwa w nawozy sztuczne, maszyny, artykuły przemysłowe, a po wybudowaniu POM-u przyjmie remonty maszyn itp. Nie ukształtowało się jednak oblicze mieszkańców osady. 10 lat to okres wystarczający na wybudowanie nowej osady, ale okres za krótki do zmiany mentalności ludzi, ich przyzwyczajeń i upodobań. O ile kadra przedsiębiorstw i instytucji ustabilizowała się jakoś, o ile w osadzie osiedla się coraz więcej inteligencji, np. pracę w nowym liceum, które uruchomione będzie we wrześni br., podejmie około 20 pedagogów - o tyle ogół mieszkańców osady ma w sobie cechy na pół wiejskie, na pół miejskie. I w zasadzie nie wiele się robi, aby tych ludzi przygotować do nowego trybu życia, do życia w większym kolektywie, do korzystania z placówek socjalnych i kulturalnych, do kształtowania zainteresowań, wpajania nawyków do bardziej zorganizowanego i kulturalnego trybu życia.
Mońki stały się przez 10 lat ośrodkiem, którym można z powodzeniem nazwać miastem. Ale przed nimi jeszcze wielkie zadanie - ukształtowanie oblicza osady i charakteru mieszkańców.
K.MAR.