Przestawiamy artykuł, który ukazał się w Gazecie Białostockiej, napisany przez W. Kuczyńskiego.
To miasto powstało zupełnie inaczej. Nic z tego o czym w podręcznikach historii. Ani skrzyżowanie ważnych dróg czy bród na spławnej rzece, nawet nie przesławne jarmarki końskie, albo sąsiedztwa warownego zamku powołało do czynnego życia, dało mu rangę grodu.
Szczerze mówiąc - co tu najchętniej przemilczą - nie ma go jeszcze na mapach, a i sprawa uzyskania miejskich praw też gdzieś utknęła. Tak jednak czy inaczej, niezależnie od formalnych obiekcji kartografów i urzędników - Mońki to jednak miasto. Miasto, tyle że młode.
Drzewka wzdłuż ulic nie zdążyły przerosnąć choćby jednego domu. Krawężniki są świeże, że aż nierzeczywiste. Jak na teatralnej premierze. I te ulice prowadzące nigdzie, między nowymi blokami i zielonymi chodnikami ozimin. Zabrukowane nawet, ale częściej jeszcze służące pieszym niż samochodom. Z tabliczkami wymierzonymi gdzieś w pole: "Manifestu Lipcowego, Wyzwolenia, Aleja Tysiąclecia". Oczywiście - Aleja.
22 ulice
Zaczęło się to wszystko gdzieś 4 lata temu. Mońki, większa wieś - mocą dekretu wygrały nieoczekiwaną nagrodę na loterii administracyjnego podziału. Tak podpowiedział cyrkiel, arytmometr. Stały się siedzibą powiatu, a więc "nolens-volens" - miastem.
Nowy przewodniczący Prezydium PRN Czesław Gertych; przewodniczący nieistniejącego jeszcze wczoraj powiatu, został wysłany do miasta, które właściwie nie było. Jak w zwariowanej szaradzie. Zamieszkał w wiejskiej chacie, traktorem dowieziono jego rzeczy. Nie było jeszcze ulic, ani jednej: sklepów, kamienic. Błota tylko na tuzin powiatowych miasteczek. Traktor z meblami ledwo dotarł.
Konieczny jest ten wstęp. Wtedy już nie śmieszy powaga, żeby nie powiedzieć - wzruszenie, z jakim przewodniczący mówi:
- Mamy już 22 ulice
I badawczo patrzy oceniając, jakie to zrobiło na mnie wrażenie. Pewny efektu - rzuca następne:
- 170 zainstalowanych punktów świetlnych
Do trzech razy sztuka:
- Chcecie obejrzeć naszą księgarnię. Założyliśmy tam świetlówki.
Rzeczywiście - jest księgarnia "Dom Książki". A naprzeciw po drugiej stronie typowo wiejskiej drogi - bocianie gniazdo. Ujadają kundle. Księgarnia ma nawet niezłe obroty, są również zapowiedziane świetlówki i ważniejsze - jest już jakaś koncepcja czytelniczego podboju okolicznych wsi.
Od tego punktu zacząłem jakoś inaczej patrzeć na Mońki "Miasto z dekretu", półmiasto, kreowane podpisem - nie jest dziś pomyłką ani dziwolągiem. To miasto było potrzebne.
Na wyrost
Gabinety wszystkich przewodniczących prezydiów PRN są do siebie podobne. Ciężkie biurko, ciemne meble, poprzecznie ustawiony stół, karafka i telefon, dywan i nieodłączna palma. Zamiast jednak mapy powiatu - ogromny plan Moniek, miasta "Plan Koncepcyjny Śródmieścia". Trzy lata temu 600 mieszkańców, dziś już dwa tysiące. Już czy tylko. Dwa tysiące i... śródmieście.
Tak, to istotnie trochę na wyrost z tym śródmieściem. Ale trzeba było słyszeć jak tam na miejscu mówią o awansie Moniek, ich miasta, żeby zrozumieć ich ambicję. I wiedzieć, że na odprawach, po cichu, przewodniczącego nazywali kiedyś żartobliwie "sołtysem".
Pierwszy Chodnik, ten na ulicy Manifestu Lipcowego został ułożony z płyt wyprodukowanych w tzw. "czynie". Widzę przewodniczącego prezydium PRN i sekretarza KP zajętych mieszaniem cementu, księgowego PZGS w kombinezonie, noszącego pasek z woźnym szkolnym. Tak było.
Uliczny bruk to danina okolicznych pól. Dosłownie. W 1958 roku powiat zwrócił się do pobliskich wsi o kamień. Dużo go na polach. Wyniki okazały się nadspodziewanie dobre. Wieś szybko zorientowała się, że Mońki - miasto to wszechstronna szansa całego rejonu. Nie tylko dlatego, że skoczyły ceny ziemi. Przyczyny są głębsze, jest ich więcej. Ale o tym później.
Pierwsza ulica, pierwszy chodnik, pierwsza latarnia. Dużo przez te trzy lata zdarzyło się po raz pierwszy. Po raz pierwszy niejako jest całe miasto. Szpital, szkoła, w której już ponad 600 dzieci, sklepy i stadion sportowy. Bo i stadion też już mają, choć jeszcze nie ma gdzie w Mońkach zreperować odbiornika, są trudności z podzelowaniem butów, rymarza szuka się w Białymstoku...
Nadzieja i jej - specyfika
Stadion trochę wyprzedził potrzeby, ale on, podobnie jak jarzeniówki w Księgarni i kawiarnia "Kukułeczka" z ogródkiem i parasolkami (a las - tuż, tuż, drzewa i łąki) - to sprawa rangi. Mońki postawiły być miastem. Jeżeli nie potwierdził tego jeszcze odpowiedni dekret - stadion i kawiarnia mają dawać już świadectwo. Trochę na zapas. Trochę nie bardzo. W lipcu np. będzie kanalizacja w kilkunastu nowych blokach "wejdą do eksploatacji" znane skądinąd urządzenia kanalizacyjne. Ich brak, drzwi zabite gwoździami, kwituje się dyskretnym milczeniem. Albo nieśmiertelnym żartem: aby do lipca.
W 5-latce - tę liczbę znają tu wszyscy - wybuduje się w Mońkach 326 izb. Mleczarnia, zakład produkujący strunobetony, POM zatrudniający kilkadziesiąt ludzi. Jest coś jeszcze, większego, ekscytującego - wielka nadzieja na fabrykę kluczowego przemysłu.
Jej lokalizacja, to przedmiot żarliwych emocji, wzruszeń. Argumenty są pod ręką gotowe, nawet dramatyczne: jeżeli Komisja Planowania nie chce popełnić nieodwracalnego błędu, którego historia nigdy jej nie wybaczy, tylko Mońki wchodzą w rachubę przy tych inwestycyjnych przetargach. Tylko!
Ktoś mi nawet przy tej okazji ukręcił guzik od marynarki.
Ich szansa
Rolnicy, mieszkańcy Moniek zaczęli się gwałtownie budować. I to mimo rozporządzenia egzekwowanego surowo, które nie pozwala stawiać budynków niższych niż piętrowe. Tu mówią częściej -Dwu-kon-dyg-na-cyj-ne. Parterowe budynki buduje się - jak wiadomo - na wsi, a Mońki są miastem.
Budują się nie tylko miejscowi rolnicy. Również i mieszkańcy dalszych wsi. Przy rodzinnych działach spłatach, opuszczając ojcowiznę - szukają dla siebie miejsca w Mońkach, już mieście. Miejsca, szansy, przyszłości. Budowa domu jest tym wstępem, przejściem. Nie domu, kamienicy. Oni stanowią żywą tkankę tego miasta, właśnie okoliczni chłopi. Już do Moniek migrujący, już tu zatrudnieni.
Byłoby jednak ogromnym uproszczeniem, gdyby sankcji dla tego miasta szukać w obserwacjach zlokalizowanych tylko jego granicami. Granice się zacierają. Nie tylko dlatego, że tuż przy głównej ulicy pasą się krowy. W innym sensie.
Okoliczni chłopy zwożący kamień na budowę ulic zwozili go do miasta które w 1963 r. uruchomi 11-latkę, gdzie już są 24 sklepy i przechodnia weterynaryjna, ośrodek zdrowia i targowica, szpital i CPN, "Dom Książki" i apteka...
Ośmiu lekarzy mieszka w Mońkach, dwóch inżynierów-rolników, ekonomista. W 1957 r. w powiecie zaszczepiono przeciw durowi 2,5 tys. osób. 4 lata temu na tysiąc urodzin umierało tu 80 niemowląt. W ubiegłym roku - 47. W ciągu tych 4 lat zelektryfikowano 50 wsi. Jak nigdy, jak w żadnym okresie.
Nie będziemy więc się dziwić, że chłopi tak łatwo, tak nawet skwapliwie odpowiadają na apel powiatu. Jest to powiat, gdzie wyjątkowo pomyślnie rozwijają się wszelkie czyny.
30 encyklopedii
Nie chcę, Was, Czytelnicy zanudzać liczbami, które pracowicie notowałem. Musiałem. Wszyscy tu nimi częstują. Wierzcie: te 4 niecałe lata stały się okresem ogromnych zmian w życiu okolicznych wsi. Zwielokrotniono uprawę roślin technicznych, podniosły się dochody wsi, wskaźniki hodowli. Jakiś zastrzyk inicjatywy, nadziei, jakiś powiew młodej śmiałości przeciągną przez wioski, budząc ze snu i odrętwienia. A spać tu umieli głęboko.
Mówi kierowniczka księgarni:
- Sprzedaliśmy w tym roku 30 egzemplarzy "Encyklopedii Powszechnej".
Urzędnik Prezydium PRN:
- W 1957 r. 58 postawionych na wsi domów i 248 w roku ubiegłym. Ale ważniejsze, towarzyszu, zanotujcie: 248 mieszkalnych budynków i aż 714 gospodarskich. Tylko 11 procent z drzewa. W ub. roku wypaliliśmy 800 tysięcy sztuk cegieł.
Kto, gdzie? I to - "wypaliliśmy". Nie pytałem co rozumie pod tym my. Po prostu - my. Tu się tak mówi.
- Jesteście dziennikarzem ?
Nie czekając na odpowiedź jakiś nieznajomy, też pracownik prezydium, wciska mi do notesu następną porcję wiedzy o powiecie, którego nie było: 41 km dróg czynem społecznym na wsi przez dwa lata. Każda państwowa złotówka przyciągnęła 10 złotówek chłopskich.
- Dobre, co!
- W tym 28 km dróg bitych.
Przechyla się przez ramię, sprawdza czy się nie pomyliłem. Ma być 28 km, żeby dokładnie. I że 4 szkoły w ub. roku oddaliśmy na wsi do użytku.
Po porcję egzotyki
- Do Białegostoku przyjeżdżają po egzotykę. Po znachorów i żeby o zamawianiu podać w gazetach coś wzruszającego i sensacyjnie.
Przewodniczący prezydium WRN inż. Popko mówi to lekko, półżartem. Ale uwaga jest istotna. Nie ten kierunek stołecznych wojaży, kolegów po piórze - ciszy go najbardziej. I chyba słusznie. Inni też jakoś dają temu wyraz, nawet kiedy nie mówią wręcz. Rzecz w technice ustawiania uwagi.
Tak jak w Mońkach wodociągi i pierwsze chodniki, w Białymstoku gazownia w budowie i telewizyjna stacja wracają w rozmowie. Ten sam jest jednak i ton, ta sama chęć przekazania całemu krajowi innej prawdy o województwie, mieście. Nie znachorzy: telewizja. To chcą powiedzieć, przekazać. Trochę w tym kompleksu wczorajszej Polski B.
Tak jak Mońki praną już jutro być jeżeli nie Białymstokiem to choćby Łomżą czy Suwałkami tak dla Białegostoku warszawa jest modelem. Typowe to dla miast młodych, na historycznym dorobku, choć nie zawsze cieszą przejawy naśladownictwa.
Jest tu i mały MDM, lokalne z lustrami na znaną, nie najlepszą modłę, gdzie w zapomnianym "coctail-barze" stoją beczki po piwie i puste butelki po oranżadzie. Do "Luksu" czy "Centralnej" prowadzi się gości ze stolicy i... przyjaciół, którzy trafią do Białegostoku z rodzinnej wsi. Miejscowi, na co dzień wolą małe knajpki. Przytulne, tańsze, mniej krępujące.
Mówią: za mało
Mońki są miastem nowym, od przedwczoraj. Nie stary jest również i Białystok. Nie tylko domami. Spośród 120 tys. mieszkańców przeszło 3/4 to ludność napływowa, przede wszystkim wczorajsi chłopi, mieszkańcy białostockiej wsi. Jak w Mońkach choć skala jest inna.
I jak tam, jak w Łomży i Suwałkach, Ełku i Augustowie, również i w Białymstoku w planowanych w 5-latkach fabrykach i zakładach widzi się powszechne niezawodne szczeble awansu tego regionu. Wszędzie usłyszycie - za mało, każde z tych miast ma w zanadrzu co najmniej jedną fabrykę, o której lokalizację toczą walki uparte, gorące, namiętne. A przecież właśnie ta 5-latka to i dla tego województwa okres szczególnie poważnych inwestycji przemysłowych. Tych scentralizowanych, kluczowych i tych lokalnych.
W całym województwie zaledwie trzy miasta liczą więcej niż 20 tys. mieszkańców. O tym chcą żeby pisać, żeby w tym kierunku ustawiać uwagę, kołatać, licząc, że może dopiszą im jakąś nową fabrykę.
Przewodniczący Prezydium WRN przytacza przykład: w tej 5-latce zbudowana zostanie m.in. duża cukrownia w Łapach. Potrzebna jak powietrze. 400 hektarom zasiewu buraka cukrowego przed wojną odpowiada 6 tys. ha w roku ubiegłym i 9 tys. w tym roku. Zebrano 260 kwintali z ha. Cukrownia w Łapach, krochmalnia w Łomży, wielkie zakłady mięsne w Białymstoku, przetwórnie owocowo-warzywne, drożdżownie, roszarnie, przemysł drzewny itd. itd.
Nadzieje związane z rozwojem miast przemysłu przetwórczego to przede wszystkim na dzieje białostockiej wsi. Przemysł to zatrudnienie, zaopatrzenie, to również szansa intensyfikacji produkcji rolnej, możliwość wszechstronnego awansu. W Mońkach pojąłem to najlepiej. Istotę i wagę tego awansu, jego koloryt i niepowtarzalną specyfikę.
Tradycyjne, wieloletnie oddzielenie wsi białostockiej od przemysłu, jej peryferyjne usytuowanie w stosunku do centrów życia gospodarczego i kulturalnego będzie stopniowo ustępować a wraz z tym - opóźnienia tego regionu. Program wyborczy, wytyczone w nim plany - są tego rozwiniętą zapowiedzią.
Kiedy ponadto lekturę dokumentu naszpikowanego liczbami i procentami uzupełni się wizytą złożoną np. w Mońkach, kiedy wypije się kawę w "Kukułeczce", zobaczy stadion, dumny "Plan Śródmieścia", usłyszy o zakazie budownictwa parterowego - pewność ta się umacnia.
Że śmieszne? Nie. Ciekawe. Wzruszające. Pełne swoistego patosu. I jakoś chyba typowe dla nas, kraju, w którym wczoraj tak pośpiesznie splata się z jutrem.
W. Kuczyński