Preloader Image
e-Monki

Szanujmy "miasto na kartoflisku"

Przestawiamy artykuł, który ukazał się 4 lutego 1974 roku w Gazecie Białostockiej, napisany przez Stanisława Świerada.


Monieckie, spółdzielcze osiedle mieszkaniowe należy do najpiększniejszych w województwie białostockim. Obecnie trwa budowa najdłuższego w Mońkach budynku, w którym na parterze zostaną zlokalizowane placówki handlowe i usługowe. Projektantem budynku jest mgr inż. arch. Janusz Szczepański z białostockiego Biura Projektów "Makroprojekt".

Pomysł był świetny. Młodym obywatelom Moniek zadano jedno pytanie: "Co uważasz za najpilniejsze do zrobienia w naszym mieście w celu podniesienia estetyki i gospodarności, gdyby to od ciebie zależało?" Nie wiem, jaki cel przyświecał autorom tego sondażu, ale jedno nie podlega teraz dyskusji: moniecka młodzież zdała na piątkę egzamin w ferowaniu odpowiedzi. We wszystkich wypracowaniach uderza trafność spostrzeżeń oraz wniosków.

Ale we wszystkich odpowiedziach powtarza się także jeden ważny motyw: przywiązanie do rodzinnego miasta i chęć osobistego uczestniczenia w dalszych jego przeobrażeniach gospodarczych, społecznych i kulturalnych. "Mońki są moim rodzinnym miastem" - pisze Jadwiga Safiejko z LO. - "I tak jak warszawiacy szczycą się tym, że urodzili się w naszej stolicy, ja szczycę się tym, że pochodzę właśnie z Moniek. Ktoś by powiedział, że trzeba mieć powód do miłości, że musi mieć ona swoje podstawy. Ja jestem świadoma mojej miłości, za to, że w krótkim czasie z maleńkiej osady wyrosły w miasto, za to, że się w nich ciągle coś dzieje."

Odezwali się również rówieśnicy Moniek - miasta. Oto jeden z nich, Krzysztof Korwek, pisze: "Ja jestem mieszkańcem Moniek od 1962 roku. Powiat powstał w tym samym roku, w którym urodziłem się. Gdy przyjechałem - niewiele tu było. Spostrzegłem, że wszystkie wolne miejsca stają się kolejno placami budów. Zewsząd zjeżdżali się ludzie i budowali. Powstało kilkanaście bloków mieszkalnych. Domy prywatne wyrastają jak grzyby po deszczu."

wypowiedź Barbary Grzeszczak: "Z czystym sumieniem mogę mówić o sobie jako o prawdziwej mieszkańce Moniek. Dwanaście lat mieszkam w naszym mieście, a wydaje się, że byłam światkiem nie dwunastoletniej, ale co najmniej kilkudziesięcioletniej historii miasta. Rozwój jego odbywa się w błyskawicznym tempie. Śmiem twierdzić, że jest to bezprecedensowy przykład nowoczesnego rozwoju miasta, typowego dla naszej gospodarki i możliwości. I chociaż jednak osiągnięcia widać na każdym kroku, do zrobienia zostało jeszcze sporo. Mońki muszą osiągnią poziom miasta z prawdziwego zdarzenia."

Od razu chciałbym się zastrzec, że zacytowałem słowa wstępne do ankietowanych wypowiedzi monieckiej młodzieży. Dalej następują krytyczne spostrzeżenia i uwagi o Mońkach, które zdecydowanie przeważają w ankiecie. Z tego można wysnuć dwa wnioski: po pierwsze - moniecka młodzież dumna jest ze swego miasta pomimo ironicznych opinii, jakie ciągle kursują o jej rodzinnym grodzie; po drugie - moniecka młodzież potrafi krytycznie patrzeć na swoje rodzinne miasto i walnie uczestniczyć w jego dalszej rozbudowie.

Podkreślam to dlatego, że o mieszkańcach Moniek, pochodzących w większości z okolicznych wsi i kolonii wymyślono sporo bzdur pseudosocjologicznych. Sprowadzają się one mniej więcej do następującego, obiegowego stereotypu: moniecka społeczność hołduje starym, wiejskim, konserwatywnym tradycjom. Problemy miasta wcale ją nie interesują. Jedną nogą tkwi w mieście, a drugą na wsi.

Oczywiście nie ma to nic wspólnego z prawdą. Od dwudziestu lat obserwuję budowę Moniek, (bo należy tutaj mówić o budowie nowego miasta), i dzisiaj mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że przez dwadzieścia lat mieszkańcy Moniek aktywnie uczestniczyli w podejmowaniu i wykonywaniu pożytecznych przedsięwzięć społecznych. Wspomnę, że niemal wszystkie ulice powstały w wyniku realizacji czynów społecznych. Oczywiście, na ten cel przeznaczano też znaczne środki finansowe z kasy miejskiej (a wcześniej z wiejskiej).

I kiedy dzisiaj rozmawiam z naczelnikiem miasta Tadeuszem Dudą, nalega, abyśmy najpierw udali się na spacer po mieście, a dopiero później operowali liczbami, datami, faktami. Chętnie wyrażam na to zgodę.

-Może zaczniemy spacer do spółdzielczego osiedla? - proponuje naczelnik.

Proszę bardzo.

W centrum miasta spółdzielnia mieszkaniowa wybudowała kilka bloków. Obecnie buduje się najdłuższy budynek. Na parterze zostaną umieszczone placówki handlowo-usługowe. Osiedle jak osiedle. Z daleka niczym szczególnym się nie wyróżnia. Ale wystarczy wejść na podwórka, aby się przekonać, że jest to naprawdę piękne, nowoczesne osiedle. Na podwórkach pomysłowo urządzone place zabaw dla dzieci, starannie utrzymana zieleń, wszędzie panuje czystość i porządek.

Wchodzimy na klatkę schodową jednego z bloków. Zaskoczenie: na oknach kolorowe firanki, ściany udekorowane kwiatami w wazonach, obrazkami. I znowu idealna czystość. Mieszkam również w spółdzielczym bloku, i to w stolicy województwa, ale takich "cudów" nie widziałem w naszym osiedlu. Czyżby mi pokazano blok wizytówkę, przeznaczoną wyłącznie dla gości?

Nie ten sam widok zobaczyłem w następnych budynkach. Lokatorzy brali udział w urządzaniu dziedzińców, placów zabaw, dekorowaniu klatek schodowych. Wiedzą teraz, że jest to ich wspólna praca, dlatego potrafią ją docenić i... obronić. W jednym bloku ujawniono, że jakiś intruz ukradł wazon z kwiatami, ustawiony na klatce schodowej.

- Musimy znaleźć winowajcę.

I znaleźli. Opinia osiedlowej społeczności była jednoznaczna: ostre potępienie sprawcy. Ludzie natychmiast reagują na każdy przejaw wandalizmu, niegospodarności, sobkostwa i niechlujstwa.

Udajemy się dalej, ulicami, obudowanymi z dwóch stron rzędami piętrowych domków. W Mońkach buduje się najwięcej domków jednorodzinnych. Często ludzie po prostu sprzedają gospodarstwa i przenoszą się do miasta. Jak budują w Mońkach? Przeważnie według projektów typowych, sposobem gospodarczym. Dlatego można razić - jak z resztą w każdym miasteczku tej wielkości - pewna monotonia architektoniczna.

Ale tylko zimą. W porze letniej Mońki toną w zieleni. Prawda, przeważają topole, ale...

- Tu będzie ulica Wiśniowa - pokazuje naczelnik Duda - a tam ulica Śliwkowa. - pokazuje naczelnik Duda - a tam ulica Śliwkowa.

-Skąd takie nazwy? - pytam.

Naczelnik wyjaśnia, że w mieście nie szanowano zieleni. Dlaczego? Niektórzy uważali, że przybysze ze wsi nie doceniają zieleńców i kwietników. Z przyzwyczajenia. Dla nich - rzekomo - trawnik to tylko trawa, kwietnik to tylko kwiaty. Po łące i pastwisku chodzili przez całe życie, dlaczego inaczej mieliby postępować w mieście? Okazało się, że i tym razem przypuszczenie nie musi być pewnikiem.

Zapytano w ankiecie młodzież o powód niszczenia zieleni. Odpowiedzi wyjaśniły całkowicie "zielony problem". Otóż - zdaniem młodzieży - w Mońkach np. sadzono drzewka i krzewy nie tam, gdzie należało je sadzić. Nic więc dziwnego, że kolidowały z ruchem drogowym, przeszkadzały także przechodniom, którym nie starczało miejsca na bezmyślnie "zadrzewionych" chodnikach. Młodzi zaproponowali pewną innowację: dawać właścicielom domków drzewka i krzewy i niech sami sadzą je wzdłuż ulic, tuż za ogrodzeniami swych posesji.

Władze miejskie przyjęły ten pomysł. I już teraz na wielu monieckich ulicach wyrosły rzędy jabłoni, grusz, wiśni, śliwek, czerwonych porzeczek. Sadzi się teraz nie topole, ale drzewka owocowe ponadto kasztany, lipy, jarzębinę. W najbliższej przyszłości ochrzci się ulice zgodnie z nazwą drzew owocowych, które będą na danej ulicy przeważać.

Mońki nie mają terenów rekreacyjnych. W niedzielę na wypoczynek najczęściej wyjeżdża się do Goniądza lub Osowca. Ale wokół miasta pełno lasów i lasków. Czy nie można ich wykorzystać do celów rekreacyjnych? Taki postulat znalazłem w ankietach. Młodzież zaproponowała uporządkowanie okolicznych lasów i przystosowanie ich do celów rekreacyjnych. I ten wniosek uznano za słuszny i godny realizacji.

Właśnie oglądam park miejski, urządzony w pięknym sosnowo-świerkowym lesie, przylegającym do Moniek. Wybudowano alejki, przetrzebiono gąszcza, ustawiono ławki. W środku parku ma powstać wkrótce amfiteatr. Znaczną część robót wykonali sami mieszkańcy.

Dzieci często odwiedzają urząd miejski. Uważnie słuchamy co mówią. Notujemy każdą propozycję. I jeśli okaże się słuszna i realna, wcielamy ją szybko w życie.

A jeżeli są to marzenia?

- Na wszystkie pytania udzielamy młodzieży wyczerpującej odpowiedzi. Informujemy także młodzież, w jaki sposób spożytkujemy jej postulaty i wnioski.

Dowiaduję się, że niedawno odbyło się spotkanie dyrektorami monieckich szkół oraz inspektorem oświaty. Temat: następna sonda. W tym roku władze miejskie zasięgną opinii młodzieży w trzech sprawach: jak urządzić stadion miejski? jak zagospodarować dół, pozostałość po żwirowni? jak dalej budować park miejski? Oczywiście mile będą także widziane inne uwagi, spostrzeżenia i propozycje.

W jednej z wypowiedzi z poprzedniej ankiety znalazłem słowa protestu przeciwko nazywaniu Moniek "miastem na kartoflisku". Rozumiem oburzenie młodego obywatela Moniek. Ale w tym określeniu kryje się szczypta prawdy. Zresztą sami uczestnicy ankiety często piszą o przerwach w dostawie wody, pękających rurach kanalizacyjnych, niedostatecznej ilości sklepów, zakładów usługowych i placówek kulturalnych, zimnych kaloryferach itp.

Niestety, Mońki budowano żywiołowo i popełniono błędy, które dzisiaj są szczególnie widoczne. Przykład: kanalizacja. Przed laty kolektor budowano z rur o małych przekrojach, obliczony na miasto najwyżej półtoratysięczne. Mońki jednak liczą dzisiaj pięć tysięcy mieszkańców. Kolektor pęka w szwach. Dosłownie. Myśli się więc o budowie nowego kolektora, ale pomimo usilnych starań władz miejskich nie udaje się zrealizować tej inwestycji. Mońkom brakuje także wody, energii cieplnej (też paradoks - w miasteczku istnieje aż 37 drobnych kotłowni, ale nie ma w nim ani jednej kotłowni z prawdziwego zdarzenia, która zasilałaby w energię cieplną całe miasto lub większe osiedla).

Wierzę jednak, że władzom miejskim uda się stopniowo wykurować swój gród z tej naturalnej "choroby wzrostu". Na czym opieram swoje przypuszczenia? Przede wszystkim na tym, że w Mońkach widać u ludzi chęć do roboty. I jakieś żarliwe, uczuciowe zaangażowanie wszystkich mieszkańców, z dziećmi włącznie, w prawidłowe kształtowanie oblicza współczesnego i przyszłego miasteczka.

Latem przejazdem zatrzymali się w Mońkach państwo Joseph i Alina Fablro`wie z Belgii. W powiatowej Radzie Narodowej pozostawili swoje wpisy do Księgi Pamiątkowej. "Będąc przejazdem w Waszym kraju - napisała wówczas p. Alina Fablro - zwiedziliśmy wiele miast, ale miasto Mońki, która naprawdę się nam podobało pod względem czystości oraz zagospodarowania, zostanie nam na zawsze w pamięci, na pewno będę opowiadać naszym rodakom za granicą jak pięknie się ludzie budują, jakie piękne wille stawiają, przy których znajduje się ład i porządek. Bardzo mnie to szczyci jak pięknie się rozbudowuje moja dawna Ojczyzna. A z miasta Moniek mogą naprawdę brać wszyscy przykład." Opinia o Mońkach p. Josepha Falbro różni się tylko tym, że została zanotowana w języku francuskim.

A więc szanujmy "miasto na kartoflisku".

Stanisław Świerad